niedziela, 3 stycznia 2016

Zmienność - Rozdział 7

    Czytałem książkę, którą pożyczył mi Sarai, gdy usłyszałem pukanie do drzwi.
- Proszę - Powiedziałem, ale niezbyt głośno, bo nie chciałem w podzięce uzyskać kolejnego napadu kaszlu.
- Cześć - Powiedział Samuel, wchodząc do pomieszczenia. W ręce trzymał bukiet czerwonych róż. Podszedł do mnie i podał mi je mówiąc:
 -To dla ciebie. Mam nadzieję, że ci się podobają. - Uśmiechnął się i usiadł.
- Dziękuję - Było mi miło wiedząc, że ktoś się o mnie martwi i dba o mnie.
- Z jakiej to okazji? - Odłożyłem książkę na blat i znów popatrzyłem na Samuela.
- Umm... No, bo wczoraj nie mogłem do ciebie przyjść przez te cholerne wywiady, więc chciałem ci to jakoś wynagrodzić. - Chyba był zawstydzony, bo nerwowo skubał fragment czarnej, skórzanej kurtki, którą miał na sobie.
        Czym się przejmował? Przecież jak wiedział, że nie ma czasu, to nie musiał się tak dla mnie starać, w końcu sam pewnie był zmęczony takim dniem. To chyba znaczy, że naprawdę mu na mnie zależy, ale ta mina! Wyglądał uroczo, gdy się czymś martwił. Kurczę, chyba serio go kocham, skoro mnie to podnieca. Uspokój się! Ile ty masz lat?
- Nie musiałeś się tak starać dla mnie... Pewnie byłeś zmęczony, a musiałeś tu przyjść.
- Oczywiście, że nie! O czym ty gadasz? Przecież nie przychodzę tu z poczucia obowiązku! Jesteś dla mnie ważny... A w dodatku chciałem cię zobaczyć. Jestem wtedy spokojniejszy, bo wiem, że nic ci nie jest. - Dotknął mojego policzka i przejechał kciukiem do góry, po czym chwycił kosmyk moich blond włosów i chwilę się nim pobawił. O, cholera. Spokój, spokój. Rumienię się jak jakaś panienka z byle powodu! Ratunku, on mnie osłabia! Tracę zmysły! Ale nie powiem, to taaakie przyjemne...
- Mógłbyś je dać do wazonu albo chociaż jakiś znaleźć? - Odezwałem się w końcu.
- Co? A, tak. Czekaj. - Otrząsnął się i wyszedł na korytarz.
      Po chwili wrócił z czymś, co bardziej przypominało kufel bez ucha, niż wazon. Nie mam pojęcia skąd to wytrzasnął, ale lepsze to niż nic. Podałem mu kwiaty, a on wsadził je do dzbanka i postawił na komodzie. 
- Czujesz się już lepiej? Sarai mówił, że strasznie się męczysz z tymi połamanymi żebrami.
- Dzisiaj jest lepiej. Wczoraj to była istna katorga, ale leki podziałały. - Uśmiechnąłem się niemrawo.
- A jak z pamięcią? Nie musisz się śpieszyć, tak tylko pytam. - Mężczyzna wpatrywał się we mnie uważnie.
- Miałem w nocy jakieś przebłyski, ale... Jak próbuję coś poukładać w głowie, to znowu wszystko mi ucieka i nici ze snu. - Westchnąłem, a Samuel kiwnął głową na znak, że rozumie. - A co nowego w domu? - zmieniłem temat.
- Po staremu, tylko Shiny strasznie za tobą tęskni... W dodatku rośnie jak na drożdżach, ostatnio zrzucił worek z karmą i był straszny bałagan. Mam go dość, on słucha tylko ciebie, a mnie ma gdzieś. To potwór, nie kot!- Skończył swój monolog i obaj parsknęliśmy śmiechem, chociaż on bardziej, bo ja nie chciałem nadwyrężyć bolących żeber. Nie pamiętałem naszego(?) kota, ale Samuel opowiedział skąd wziął się "potwór". 
      Porozmawialiśmy jeszcze z godzinę, gdy do drzwi ktoś zapukał. Był to Sarai. Wszedł i od razu oznajmił:
- Nie chcę przeszkadzać moim gołąbeczkom, ale pora na twoje badania. - Uśmiechnął się do nas. - Jeżeli wszystko pójdzie dobrze to będziecie się mogli jeszcze spokojnie po obściskiwać. Czemu się tak rumienicie? - Spojrzał na nas z cwanym uśmiechem. Czułem jak moje policzki płoną żywym ogniem. Obróciłem głowę w stronę modela i zobaczyłem, że on wygląda podobnie. Z tą różnicą, że on jeszcze miał mordercze spojrzenie skierowane w stronę lekarza. - Przepuścisz mnie bliżej, zabójco? - Sarai ewidentnie się z niego naśmiewał.
       Nie chodziło o wyprowadzenie go z równowagi, bardziej przyjacielskie przekomarzanki.  Muszę przyznać, że musieli się dobrze znać, bo wiedzieli jaką postawić granicę, żeby nie zranić drugiej osoby. Całkiem fajnie bawić się w obserwatora, muszę tak częściej.
         Lekarz zbadał mi tętno oraz ciśnienie krwi, po czym powiedział:
- Zrobię ci jutro RTG, żeby sprawdzić czy żebra zrastają się prawidłowo. Aha, jutro dostaniesz prawdziwe śniadanie. Nie mogliśmy do tej pory go tobie dać, bo reakcje żołądka bywają... Delikatnie mówiąc, nieciekawe... - pochylił się nade mną i puścił mi perskie oko. 
- Zatem ja już wam nie przeszkadzam. - uśmiechnął się w naszą stronę i wyszedł.
       Chwila ciszy. Pierwszy odezwał się Samuel.
- To... Ja już też pójdę, musisz odpoczywać.- Uśmiechnął się delikatnie i wstał. Stojąc już przy samych drzwiach, obrócił się i zapytał: 
- Potrzebujesz czegoś z domu?
 Zastanowiłem się przez chwilę  i odpowiedziałem:
- Mógłbyś mi przynieść jakieś książki? I laptopa, jeśli jakiegoś mamy.
- Dobra. To... Cześć.- Pomachał mi ręką na pożegnanie i wyszedł.
     Położyłem się na łóżku i zamknąłem oczy. Spróbowałem sobie coś przypomnieć.  Na początku strasznie rozbolała mnie głowa, potem zobaczyłem Johna, który coś mi mówił, a potem do pomieszczenia wszedł... Samuel. Zaczęliśmy mu robić zdjęcia. Potem otworzyłem oczy i zrozumiałem.  Sesja po zderzeniu się z nim. Cieszyłbym się z tego, gdyby nie ta okropna migrena, która mnie wtedy chwyciła. A miało być tak dobrze... Byłem tak zmęczony tym zdarzeniem, że zamknąłem oczy i zasnąłem, niestety miałem tej nocy jedynie koszmary.

6 komentarzy:

  1. ^u^
    Fajne, ale tyle błędów, że You-Czerwony-Długopis dostaje zawału ;-;
    I nie wiem co jeszcze napisać, nic się tu za bardzo nie działo ^^"
    No, czekam na ciąg dalszy ^o^

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli chodzi o błędy przecinkowe to wiem, ale moja beta, czyli Cosstka wzięła wolne i mi nie odpowiada! Jak ją spotkam to możecie szukać trupa w rzekach!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zobaczy się. Mam cię na oku, szczególnie od 07.01
    Pamiętaj!
    Tym razem będziemy się widzieć codziennie!

    OdpowiedzUsuń