sobota, 26 marca 2016

Rozdział VI - Bestia

Ostrzegam, że treści w tym poście są dla osób pełnoletnich (ciekawe ile jest takich osób ;))
Tak tylko ostrzegam.
***
 
- Śpisz? - Zapytał srebrnowłosy. 
 
- Jestem za bardzo ciekawy, ty chyba też, jak sądzę - odpowiedział mu drugi głos, należący do Sylweriusza podpierającego się na łokciu.

- Masz rację, to co? Sprawdzamy? - zapytał z błyskiem w oku Halvir. 

- Z chęcią, ale szanuję Vala i jakoś nie chcę, żeby miał o mnie złe zdanie - Burknął w odpowiedzi blondyn, ale po chwili wahania dodał - No chyba, że to ty je otworzysz - ja nic nie widziałem - ale potem ci nie pomogę, zrozumiano? - Uśmiechnęli się jednocześnie.

- Zgoda.

 Czarodziej wstał powoli, nie robiąc żadnego hałasu - nie chciał budzić księcia, który spał skulony w kłębek plecami do niego. Uklęknął za nim i wymówił po cichu inkantację. Po chwili żelazne kajdanki otworzyły się z cichym kliknięciem. Mężczyźni wstrzymali oddechy, czekając na ciąg dalszy.
 
- Arrrrrrrrrrrggggggghh!!! - Usłyszeli przeraźliwy ryk.
 
Skóra Vala z jasnej zrobiła się brązowa, ubrania podarły się na ciele czarnowłosego. Jego ciało pokryły czarne linie układające się we wzór w stronę serca. To samo w sobie zafascynowało, ale i przeraziło Haviego i Sylweriusza. Największy strach sprawiły oczy. Kiedyś piękne, niebieskie niczym niebo. Teraz złote wwiercające się w nich z żądzą mordu o pionowych źrenicach.  Gdy na nich spojrzał, mężczyzn przebiegły ciarki.
To było takie... inne. W porównaniu z normalnym wyglądem Vala, który uśmiechał się do nich ciepło, ta bestia przed nimi, która chciała ich zabić była... piękna, groźna i taka... niewinna. Jakby nigdy nie spotkała się z zagrożeniami tego świata.
 
-... Wow - Tyle udało się wydusić Haviemu, który wpatrywał się w bestię z urzeczeniem. Odpowiedział mu cichy pomruk Sylweriusza wyrażający zgodę.

Nagle bestia rzuciła się na nich z pazurami. Była szybka i zwinna, jednym ruchem doskoczyła do czarodzieja, który nie zdążył w porę zrobić uniku i  zostawiła mu na torsie dwa krwawe pręgi.
 
- Ałć! Spokojnie Val. - Spróbował w niego rzucić zaklęcie unieruchamiające, ale ten zgiął się wpół. Zaszczycił ich jeszcze jednym spojrzeniem i uciekł do lasu. - No super! - Jęknął z rezygnacją. Za to Sylweruś dosłownie tarzał się ze śmiechu po ziemi.

- Haha, na mnie nie licz, powiedziałem, że tego nie pochwalam. - Otarł łezkę z oka. - Miłej zabawy! - Havi westchnął zrezygnowany.

- Popilnuj naszych rzeczy, dobra? -  Dodał na odchodnym i wszedł w gęstwinę drzew.

***
- Val! ... Val, gdzie jesteś?! - Nie wiedział już ile godzin tak nawoływał przyjaciela. Przeszukał już prawie całą połać lasu. Jedynym plusem było to, że mógł się uleczyć.
 
- Remedium - wyszeptał i ciemne pręgi zaczęły się zasklepiać.
 
 Nagle usłyszał ryk, do złudzenia przypominający ten należący do Valdrigue. Natychmiast popędził w tamtą stronę.

Zobaczył wejście do groty, które skutecznie było ukrywane przez gęste drzewa. Musiał przyznać, że ta bestyjka potrafi świetnie dobierać kryjówki. Powolnym  krokiem skierował się do środka. Widok, który zobaczył zaskoczył go. I to mało powiedziane, przed nim leżał skulony Val w swojej demonicznej formie. Jego oddech był nierówny, a ręce zaciskał w pięści. Coś mu doskwierało. Podszedł bliżej i rzucił zaklęcie reprehendo status. No jasne! Że też nie wpadł na to wcześniej! Skoro Val nad sobą nie panuje i nic nie pamięta to czemu, by tego nie wykorzystać? Na jego usta wypłynął  chyry uśmieszek, któremu nawet sam król demonów, by pozazdrościł. 

Teraz rozumiał trochę więcej. Val podczas swoich przemian miał w sobie zbyt dużo magicznej mocy. A gdyby przelał jej część na Halvira, wtedy jeden uzupełniłby swój zapas, a drugi nie zmieniałby się w potwora i nie niszczył wszystkiego w zasięgu wzroku. A taka wymiana jest możliwa przy kontakcie fizycznym.

Powoli dotknął ramienia księcia, który otworzył swe ślepia i chciał się rzucić na Haviego. Ten jednak wymówił zaklęcie unieruchamiające i przyszpilił nim Vala do podłogi. Zakrył jego usta swoimi i zaczął badać językiem środek ust bestii. Ten nie opierał się, wręcz przeciwnie, oddawał pieszczotę. Gdy nie mogli już nabrać tchu oderwali się od siebie. Havi powoli jeździł  językiem po szczęce i szyi Vala, od czasu do czasu podgryzając ją lekko. Jego ręce bawiły się sutkami mężczyzny pod nim. Ten z każdym ruchem maga, jęczał rozkosznie coraz bardziej podniecając Halvira, który czuł swoją erekcję w spodniach, które po chwili zrzucił wraz z resztą ubrania.

Czarodziej zjechał jeszcze niżej i zaczął całować brzuch i podbrzusze księcia, specjalnie omijając najważniejsze miejsce. Val jęczał i wił się pod dotykiem Haviego, ledwo łapiąc powietrze. Było mu tak przyjemnie, że nie mógł wytrzymać. Krzyknął czując wilgotne usta zaciskające się na jego członku.  Mag próbował ukryć uśmiech satysfakcji, ale niespecjalnie mu się to udawało. Polizał  penisa Vala na całej długości, ssał jego główkę, drażnił dziurkę językiem i zaczął ześlizgiwać się po całej jego długości, rozkoszując się jękami księcia.  Spojrzał w górę na żółte, zamglone podnieceniem oczy, które wpatrywały się w niego z pożądaniem. Odzwierciedlały to, co czuł on sam. Nagle ciało pod nim wygięło się w łuk, a on poczuł słonawy smak w ustach. Połknął wszystko i poderwał się w górę chcąc zobaczyć jak wygląda mężczyzna. Miał  półprzymknięte powieki, lekko rozchylone usta łapczywie łapały powietrze. Musiał przyznać, że podobał mu się taki widok. Ale to jeszcze nie koniec, ma w planach dużo więcej przyjemności.

Poślinił dwa palce prawej ręki i wsunął jeden powoli w wejście Vala, który pod wpływem tego nagłego wtargnięcia wygiął się w łuk i krzyknął.

- Cii, rozluźnij się - Powiedział Havi i  po chwili dołączył drugi palec, który został otoczony ciasnym kręgiem mięśni.

Drugą ręką głaskał czule policzek Vala, który wręcz lgnął do tego dotyku. Na początku doskwierał mu lekki dyskomfort związany z przygotowaniem, ale teraz było mu tak przyjemnie, że wręcz nabijał się biodrami na palce. Gdy Halvir dołączył trzeci i po kilku minutach poczuł, że bestia jest wystarczająco rozluźniona, chwycił swój członek  i nakierował go do wejścia Vala. Ten krzyknął, gdy poczuł główkę penisa wchodzącą w niego powoli. Przygryzł wargę tak mocno, że poczuł metaliczny smak krwi. Mimowolnie po policzkach popłynęła mu łza, którą Havi szybko scałował. Jednocześnie chwycił dłońmi biodra Vala, by nie poruszył się i nie sprawił sobie więcej bólu.

Chłopak oddychał szybko i płytko, raz po raz zaciskał ręce w pięści. Powoli, z wahaniem zbliżył swoje wargi do ust czarodzieja i pocałował go zachłannie dając pozwolenie na kontynuację. Temu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Pierwsze pchnięcie zadał z niepewnością, nie chciał skrzywdzić Vala, chciał dać mu jak najwięcej przyjemności. Zaczął się powoli poruszać, badając wnętrze. Po kilku ruchach natrafił w czułe miejsce Vala, który wydał bezdźwięczny krzyk i zacisnął jeszcze mocniej ręce, tak mocno, że pazury przebiły jego skórę. Z ranek zaczęła spływać małymi strużkami szkarłatna ciecz.

Havi, co chwilę uderzał w prostatę księcia, który również zaczął szybko nabijać się biodrami na męskość maga, który już ledwo wytrzymywał.  Wziął do ręki członka Vala i zaczął nią poruszać w rytm pchnięć, drugą bawił się na przemian sutkami bestii. Usta zaś uwięził w czułym i namiętnym pocałunku. Val wzdychał z przyjemności w jego wargi. Nagle napiął wszystkie mięśnie i doszedł. Pod wpływem zaciskających się na jego członku mięśni, Havi wytrysnął w jego wnętrzu chwilę po nim. Opadł na niego, a ich  klatki piersiowe unosiły  się spazmatycznie.

- I co? Nie było tak źle. - powiedział, gdy zdołał się w miarę uspokoić. 

Val wymruczał coś w odpowiedzi i zaczął powoli zamykać oczy. Był zmęczony, chciało mu się spać. Nagle przed Havim znów pojawił się jego Val, w swojej normalnej postaci, który drzemał spokojnie skulony obok niego. Wypowiedział jeszcze zaklęcie czyszczące i wziął go delikatnie na ręce, po czym skierował się w stronę obozowiska.
Mniejsza o ten miecz, teraz bardziej zależy mi na tej bestii, pomyślał i na jego ustach pojawił się nikły uśmiech. Dobrze, że niczego nie będzie pamiętać, gdyby się dowiedział zrobiłby mi coś bardzo złego.
*** 
To mój pierwszy opis więc potraktujcie mnie ulgowo, błagam.
 Przepraszam, że tylko tyle, ale mam urwanie głowy w związku z przygotowaniami do świąt. Jutro postaram się dodać następną część ;).

niedziela, 20 marca 2016

Rozdział V - Nowy towarzysz


Gdy doszli na polanę, gdzie pasły się wierzchowce nowo poznanych młodzieńców, nazbierali trochę drewna, rozpalili ogień i zasiedli wokół niego. Sylweriusz po jednej, młodzi po drugiej. Dopiero teraz mógł przyjrzeć się im z bliska.

 Srebrnowłosy wyglądał na starszego, stanowczego i pewnego siebie. Jego zielone oczy wpatrywały się w smoka z ciekawością oraz czymś innym, czymś co widział u każdego czarodzieja. W sumie, to wszyscy byli podobni. Z jednej strony aroganccy, ale potrafili dbać o bliskie osoby, jak mało, kto. Zawsze chcieli poznawać nowe rzeczy, byli zafascynowani jakimiś zjawiskami, których jeszcze nie zobaczyli na własne oczy. A Sylweriusz chyba się dla tego maga do takich zaliczał.

Jego towarzysz był jego przeciwnością, przynajmniej tak uważał. Czarne włosy sięgały mu do karku, szczupły, pod dopasowaną koszulą odznaczały się zarysy mięśni. Musiał dużo ćwiczyć szermierkę skoro udało mu się mnie przyszpilić, pomyślał Sylweriusz. Błękitne oczy patrzyły na niego przyjaźnie, z lekką niepewnością oraz czujnośc. Ale te oczy kryły coś jeszcze - coś groźnego i na pewno nie z tego świata.

- Nosisz cząstkę demona w sobie -  Bardziej stwierdził niż zapyt. Odpowiedziało mu nieśmiałe kiwnięcie głową. - No dobrze, opowiedzcie, co się stało, że zaczęliście szukać pomocy u samego ,,króla smoków" - uśmiechnął się do nich zachęcająco.

Wysłuchał w milczeniu całej ich relacji. Czasami unosił brwi w zaskoczeniu lub konsternacji. Zdziwiły go również informacje na temat ataku demonów. Owszem, jego wiedza na ich temat nie była jakaś znacząca, ale na ogół nie atakowały z byle powodu. I to go trochę martwiło.

Bo w końcu jaki cel one miały? Postanowił się nad tym zastanowić później. Gdy skończyli, nastała niezręczna cisza, którą przerwał Val.

- Wiem, że to głupie z naszej strony, ale myślałem, że znasz jakiś sposób, który pomógłby Valowi. - Sylweriusz milczał przez chwilę z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Poruszył bezgłośnie ustami, a potem powiedział:

- Szczerze powiedziawszy, nie znam żądnych sposobów. Mag i ja, podczas naszej podróży spotkaliśmy mężczyznę, który również miał kłopoty z demoniczną aurą, ale nie potrafiliśmy mu pomóc. - Pokręcił bezradnie głową. - Szczerze powiedziawszy mieliśmy z nim drobne problemy - w nocy zamieniał się w ... - Zmarszczył brwi w zamyśleniu szukając odpowiedniego słowa - swoją ,,demoniczną formę". Nie potrafiliśmy sobie wtedy dać z nim rady. Rozeszliśmy się wkrótce i nie mieliśmy już o nim żądnych  wieści. - Spojrzał na kruczowłosego, który teraz wpatrywał się  w podłogę. Uraził go czymś? Zaraz, zaraz. Rozmawialiśmy o demonach, powiedziałem o tamtym chłopaku, o tym, że w nocy... o matko! Skoro ma w sobie klątwę, to pewnie również ma podobne problemy.

 - Val, spójrz na mnie. - Chłopak wykonał rozkaz. Mężczyźni zobaczyli przestraszoną twarz i szkliste oczy. - Jak ty odczuwasz działanie klątwy? - Starał się brzmieć spokojnie, nie chciał go wystraszyć. Podszedł do niego, uklęknął i chwycił jego dłonie. Mag również przysunął się bliżej nich i popatrzył na niego wyczekująco. Był zły na siebie, że nie zauważył żadnych oznak. W końcu spędzili ze sobą już jakiś czas - może nie lat, ani tygodni, ale przez te kilka dni zdążył już się przyzwyczaić do zachowań młodszego. - Proszę, nie zamierzamy nic ci zrobić, chcemy pomóc. - Val jeszcze chwilę się zastanawiał, ale w końcu wstał. 

Odszedł od nich kawałek i zaczął rozpinać koszulę. Mężczyźni przypatrywali się jego poczynaniom w absolutnej ciszy -   gdyby się odezwali, obraziliby tym samym Vala. To, co chciał im pokazać było jego sekretem, którym mało, kto potrafił się podzielić. Szczególnie przed całkiem obcymi ludźmi, jakimi byli Havi i Sylweriusz.

Gdy rozpiął już koszulę, powoli zsunął ją z ramion i opuścił na ziemię. Mężczyźni patrzyli na Vala w lekkim szoku, ale i fascynacji. Cały jego tors pokrywały cienkie, czarne linie, wszystkie układały się w kierunku lewej strony - do serca. Havi miał wrażenie, że wzory wiją się na ciele jego przyjaciela, niczym węże - tak jakby  wyginały się i prawie słyszał ich syczenie. Otrząsnął się jednak i zapytał:

- Czym się objawia? I dlaczego mi tego nie pokazałeś? - Na te słowa Val spuścił głową i wyszeptał, tak cicho, że musieli się nachylić, by go usłyszeć.

- To nie było coś, co mógłbym pokazać osobie, którą ledwo znałem. Ty też mi na początku nie ufałeś - Przypomniał. Owszem, na początku obaj jakoś się nie odzywali do siebie. Jedynie krótkie wymiany zdań na temat położenia lub dokąd mieli się kierować.

- To jak się objawia? - Zapytał zniecierpliwiony Sylweriusz, którego trochę denerwowały zachowania młodszych towarzyszy.

- W nocy... Tak jakby moja moc wychodzi ze mnie i nie umiem jej kontrolować. Nie wiem, co wtedy robię, samo to, że coś się w nocy dzieje dowiedziałem się dzień po bitwie w zamku. Następnego dnia, gdy się obudziłem nie byłem u siebie w pokoju, tylko w jednym z pokoi. Leżałem na ziemi, a moje ubrania były w strzępach. Dopiero potem, gdy wyszedłem na korytarz, zobaczyłem pobojowisko i mojego ojca, który powiedział, że to ja przemieniłem się i dostałem istnego szału. Cud, że nikt wtedy nie zginął. - Powiedział. na myśl o tym, że zrobił komuś z bliskich mu osób krzywdę robiło mu się niedobrze.

- No dobrze, ale jak to jest, ze przez te kilka dni ja nie zauważyłem twojej zmiany? - Zapytał trzeźwo Havi, który jakoś nie mógł uwierzyć w to, że przegapił zmienionego Vala, który niszczył wszystko wokół niego. Valdrigue uśmiechnął się i podszedł do swojej torby. Pogmerał w niej przez chwilę i wyjął z niej żelazne kajdany.

- Dzięki temu. - Wyjaśnił - Po mojej ,, samowolce" nasza Rada Magów, wykuła je i przelała w nie cząstkę swojej magii, która hamuje moje przemiany. To dlatego nic się nie działo. Gdy je zapinałem przed snem, nie bałem się, że zrobię coś strasznego. - Włożył je z powrotem omiótł wzrokiem podłoże, aż natrafił na to, czego szukał. Podszedł tam, podniósł z ziemi koszulę i zaczął ją ubierać.

- Rozumiem, to trochę wyjaśnia. - Stwierdził Havi - To dlatego zawsze w nocy odchodziłeś od ogniska i się nie odzywałeś.

- Mniej więcej. - Uśmiechnął się do niego - Przepraszam, że ci nie powiedziałem, sam rozumiesz.

- Tak., pozostaje jeszcze jedna sprawa. - Val oraz Sylweriusz popatrzyli na niego wyczekująco, a on wyjaśnił - Co teraz zamierzasz zrobić, Sylweriuszu? Nie wiesz nic o klątwie, więc nie będziemy ci już przeszkadzać. - Wspomniany mężczyzna odwrócił wzrok i zapatrzył się w ogień. Po chwili powiedział:

- Nic mnie na tym świecie nie trzyma, ale jeśli byście pozwolili, to z chęcią bym wam towarzyszył. Mogę się przydać,a  mi przyda się trochę ruchu. To co? - Młodsi mężczyźni spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się.

- Nie mamy nic przeciwko! - Odpowiedzieli jednocześnie - A teraz spać - Dokończył Havi i po kilkunastu minutach wszyscy pochrapywali spokojnie.

Jedynie strzegące ich konie leżały i pilnowały swoich panów. No i może jeszcze właściciel czerwonych oczu o pionowych źrenicach, który odwrócił się po chwili i zniknął w ciemności lasu...

niedziela, 13 marca 2016

Rozdział IV - Smok


Młody mężczyzna o jasnej cerze i czarnych włosach śledził wzrokiem jaskinię leżącą u podnóża góry, na której się znajdował. Po dwóch dniach nieustannego kłusa, który najmniej męczył wierzchowce, w końcu dotarli do miejsca swojej wyprawy, a przynajmniej jednej jej części.

- To na pewno tutaj? - zapytał książę, po raz piąty w ciągu ostatniej godziny. Wcześniej jego towarzysz wyjaśnił mu, gdzie zmierzają i wolał się upewnić. Jego zdaniem była to wręcz samobójcza misja, i niestety on miał być głównym celem.

- Ty...! Jeszcze raz o to zapytasz to przysięgam, że wrzucę cię tam i zostawię! - Halvir był już ,,lekko" zirytowany zachowaniem młodszego mężczyzny.

Owszem, rozumiał, że zadanie, które mu przydzielił było ,,odrobinkę" groźne, ale obaj znali ryzyko, gdy wyruszyli ze swoich domów. W dodatku z tego, co mu się zdawało, to Val był w drodze dużo dłużej niż on. Z tego, co się orientował musiał przejeżdżać przez tereny Andów, a oni raczej nie witali miło swoich zagranicznych gości.

Powolnym krokiem skierował się ku ich wierzchowcom i wyjął mapę z bagażu przy siodle Leta, który cicho zarżał. Rozłożył kawałek pergaminu i przyjrzał się jej jeszcze raz, dokładnie.

Znajdowali się w miejscu, gdzie, aż roiło się od smoków, każdej możliwej rasy. Ale interesował ich tylko jeden z nich - o złotych łuskach. Jego poprzedni pan był potężnym magiem i z tego, co udało mu się wywnioskować z książek to jego ,,pupil" posiadał umysł człowieka i całkiem nieźle pamiętał receptury i zaklęcia swojego pana. Głównie o to chodziło Halvirowi, ale mogli znaleźć tam potrzebne informacje dotyczące klątwy Vala. Czarodziej nie walczył zbyt dobrze bronią, a na smoki nie działały żadne zaklęcia, więc Val musiał go zająć, gdy on spróbuje jakoś przebudzić jego uśpioną stronę, która pogrążyła się w czymś w rodzaju letargu po śmierci swego właściciela.
Niestety, Val był zdenerwowany tym, czy uda mu się sprostać zadaniu. W dodatku w tym miejscu było dużo jaskiń, a w nich mieszkały te straszne gady. No, ale i tak nie miał nic do gadania w tej sprawie.
***

- Mówiłeś, że umie mówić! - krzyknął Valdrigue, unikając kolejnego ataku ze strony stwora.

- Umie, ale nie chce mnie słuchać, a w dodatku jego magia umysłu jest dla mnie nie do złamania. Musiałbyś go nieźle walnąć w ten czerep żeby się opamiętał! - odkrzyknął w jego stronę Halvir,  który próbował jakoś ,,obudzić" smoka, który już dobrą chwilę walczył z Valem na wszystkie możliwe sposoby. Kilka razy był już naprawdę blisko ucięcia mu czegoś. Na szczęście książę potrafił się bronić i odpierał ataki dość sprawnie. Kilka razy udało mu się nawet zrobić kilka poziomych cięć na cielsku stwora.
Niestety łuski smoka były złote - właściwie ciemnożółte z dużymi, złotymi plamkami, dzięki którym cała postać stworzenia mieniła się w zależności od kąta padania promieni słońca do jaskini.  Miał ponad trzy metry, a rozpiętość skrzydeł był prawie dwa razy większa, choć trudno było  to ocenić, bo nie mógł ich całkowicie rozpostrzeć przez ściany jaskini. Miał złote oczy z pionowymi źrenicami, które patrzyły przenikliwie na przybyszów. Pysk zdobiły długie wąsy tego samego koloru, co reszty ciała.
Właśnie odparł atak mężczyzny z czerwonym mieczem, gdy usłyszał głos w swoich myślach: Uspokój się panie, nie chcemy zrobić ci żadnej krzywdy. Przychodzimy do ciebie prosić o pomoc. Na chwilę stracił rezon i dał okazję Valdrigue, który jednym zwinnym ruchem przystawił miecz do jego gardła. Smok poczuł zapach krwi. Musiał przyznać, że ten rycerzyk ma całkiem ostry ten mieczyk.
To go trochę otrzeźwiło. Kiedy ostatni raz słyszał jakiś głos człowieka? Kiedy ostatni raz z kimś rozmawiał? Kiedy ostatni raz wyszedł z tej śmierdzącej jaskini?
A, tak. Przed śmiercią swego mistrza. Przyjaciela i ... kochanka. Nadal pamiętał jego śmiech. Jego czarne oczy wpatrujące się w niego. Jego palce błądzące po jego ciele...

Wbrew oczekiwaniom Vala i Haviego, wcale nie rzucił się na nich z rykiem, no prawie. Przynajmniej nie zrobił tego pierwszego. Zaczął płakać, łzy spływały po jego złotej twarzy, która wykrzywiona była w grymasie bólu i udręki. I znowu to samo. Znów ten głos.

Przeżyłeś stratę, prawda? Jednej z najważniejszych osób w swoim życiu. Głos mówił, szczerze i czule - tak jakby wiedział, co on czuje, o czym myśli. Wiem, co teraz przechodzisz. Też straciłem osoby bliskie memu sercu. A książę stojący obok mnie też w ostatnich dniach nie tarzał się w luksusach. Srebrnowłosy mężczyzna z lekkim wahaniem dotknął jego policzka i pogładził go delikatnie na znak otuchy. W jego oczach widać było troskę i współczucie, u jego towarzysza również. Nawet nie zauważył kiedy szkarłatny miecz przestał przebijać jego wrażliwą skórę z małą ilością łusek na gardle.

Rzeczywiście. Przecież poznali jego słaby punkt i mogli go z łatwością zabić. Ale nie zrobili tego. Uspokój się. Czy potrafisz zmieniać swoją postać?  Oczywiście, że tak. Pochodził z jednego z najstarszych smoczych rodów. 

Problem w tym, że ostatni raz przemieniał się jakieś siedemdziesiąt lat temu. Wziął głęboki oddech i zamknął oczy. Napiął wszystkie mięśnie i poczuł znajomy ból w okolicach krzyża. Krzyknął już odmieniony.

Przed Valem nie stał już ten smok o złotych oczach. Zwierzę skurczyło się, w miejsce łusek pojawiła się alabastrowa skóra. Mężczyzna o krótkich blond włosach spojrzał na nich. Spodziewali się zobaczyć złote oczy, ale się pomylili. Zamiast żółci lub chociaż piwnego koloru zobaczyli fioletowe tęczówki z niezmiennymi pionowymi źrenicami. Nadal były przenikliwe, ale też tryskała z nich czułość i stanowczość przeplatana niepewnością. Mieli wrażenie, że istota stojąca przed nimi, mimo takiego wyglądu przeżyła już w swoim życiu o wiele za dużo cierpienia.

Nagle smok zgiął się w pół i krzyknął. Za bardzo nie wiedzieli, co zrobić, więc Val niepewnie zbliżył się do nowo poznanej osoby i położył mu rękę na ramieniu. en podniósł na niego wzrok,  uśmiechnął się przepraszająco i powiedział:

- Wybacz, nic mi nie jest. Dawno nie zmieniałem wyglądu i wyszedłem z wprawy - wyjaśnił. Chwiejnym krokiem podniósł się z klęczek. 

- Cieszę się, że jednak oprzytomniałeś. Mam nadzieję, że nam pomożesz - odezwał się nagle Havi, który podszedł teraz do nich.

- Spróbuję, ale nic nie obiecuję - odpowiedział mu smok - Czy możemy wyjść na zewnątrz? Dawno nie widziałem słońca. - powiedział i skierował swe kroki ku wyjściu. młodsi mężczyźni podążyli za nim w milczeniu. Wyszli i blondyn popatrzył w błękitne niebo. Zaciągnął się świeżym powietrzem i westchnął. Tyle rzeczy go ominęło. No cóż, musi żyć. Chociaż teraz nie będzie siedzieć w tej jaskini i rozpaczać. Okres żałoby minął już dawno temu. Przywołał na twarz uśmiech i odwrócił się do młodzieńców.

- No, opowiedzcie mi o swoim problemie. Przy okazji mam na imię Sylweriusz, miło was poznać.
***
Napisałam. Szczerze powiedziawszy to pisałam to i opowiadanie na konkurs o przygodzie w bibliotece. Jeśli coś pogmatwałam to dać znać i poprawię. Dziś przeczytałam mojej mamie urywek pod pretekstem ,,konkursu" i stwierdziła, że części o koniach bardzo przypominają moich ukochanych ,,Zwiadowców". 
O to zdjęcie naszego Sylweriusza w smoczej formie:


środa, 9 marca 2016

Rozdział III - Nowy początek


Nazajutrz śniadanie przebiegło w komfortowej ciszy przerywanej jedynie krótkimi wymianami zdań na temat smaku potraw. Gdy skończyli, rozeszli się do pokoi i spakowali najpotrzebniejsze rzeczy.

Mieli się spotkać w stajni, więc Val nieśpiesznym krokiem skierował się w domniemanym kierunku. Gdy doszedł na miejsce przeszedł go dreszcz przerażenia. Przed wejściem do pomieszczenia stał czarny ogier z białymi znakami na całym ciele. Największą uwagę przyciągały jego oczy - czerwone, niczym ludzka krew. W prawdzie widział jej w swoim życie niewiele, ale tego akurat był pewny. I teraz ten stwór dostrzegł go i powolnym krokiem kierował się w jego stronę. Stanął centymetr od jego twarzy i wydmuchał powietrze chrapami, prosto na nos księcia.


Zdziwiony Valdrigue wyciągnął niepewnie rękę w stronę wierzchowca, w końcu to, co robił koń w zachowaniu konia znaczyło, że go akceptuje. O dziwo, koń nie cofnął się, ani nie zechciał mu czegoś odgryźć tylko przybliżył bliżej głowę. Val uśmiechnął się do niego i zaczął gładzić go po grzbiecie.

- Widzę, że się zaprzyjaźniliście - Usłyszał za sobą głos Haviego. Odwróci się i napotkał zielone oczy przyglądające się mu z zainteresowaniem. - No, no, Książę, zaskakujesz mnie coraz bardziej, nie powiem. To chyba pierwszy raz, gdy ktoś obcy się do niego zbliżył i zachował rękę, nie mówiąc o palcach. - Uśmiechnął się do niego i złapał konia za uzdę.

- To piękne zwierzę. Szczególnie dziwią mnie oczy, widziałem wiele ras koni, ale żaden takich nie miał. Jak się zwie? - Halvir zachichotał cicho.

- Oczywiście, że nie spotkałeś, w końcu nieczęsto widuje się wierzchowce z północnych rubieży. Dostałem go w nagrodę za jedno z zadań. Wabi się Leto, w tamtych językach  oznacza to nieposkromiony. Właściwie to mam wrażenie, że poprzedni właściciel chciał się go pozbyć. Podobno każdy, kto chciał go dosiąść kończył jako kaleka. 

Poprowadził konia w stronę stajni, ale jakby przypominając sobie o czymś jeszcze, odwrócił się jeszcze w kierunku Vala i powiedział:

- Aha, nie zdziw się, ale jego rasa jest mięsożerna. Na ogół sam sobie coś upoluje, więc nie musimy się tym martwić.

- Ee, dobra, okej - skoro przeżył atak demonów na stolicę jednego z najpotężniejszych krajów w tej erze to mięsożernego konia też jakoś przetrawi. O ile to on nie będzie posiłkiem, rzecz jasna.

Wszedł do stajni i zatrzymał się w trzecim boksie po lewej stronie, gdzie czekała na niego jego klacz. Labella na jego widok zarżała głośno i zaczęła bić kopytami o ziemię.  Podszedł do niej i otworzył drzwi do jej przedziału, wszedł i chwycił ją za uzdę. Wyprowadził ją i zaczął zakładać jej siodło i wodze. Klaczka nie sprzeciwiała się, tylko jadła trawę i od czasu, do czasu patrzyła na poczynania swojego pana, który gładził ją uspokajająco po karku i bawił się  jej grzywą.

- To co? Krótka przejażdżka? - zapytał, gdy skończył, jeszcze tylko musiał przypiąć juki , ale to zrobi przed wyjazdem.

Wskoczył zwinnie na grzbiet srokatej klaczy, dał nogi w strzemiona i popędził ją ściśnięciem nóg. Znali się od najmłodszych lat, więc nawet najdrobniejsze gesty dawały im znać o potrzebach towarzysza. Trucht, kłus i galop. Pędzili pod wiatr, który buchał im w twarz. Skierowali się w stronę lasu i zrobili kilka zakrętów między drzewami. Normalny człowiek miałby bliskie spotkanie z jednym przy takiej prędkości, ale ta dwójka potrafiła manewrować przy dużo większej. W końcu mówiono, że ta para to najlepszy duet w całym królestwie Alsvith. I to wcale nie były przechwałki - gdy uczestniczyli w jakichkolwiek zawodach nie było im równych.

Val zwolnił do kłusa i skierował Labellę w kierunku stajni. Dojeżdżając zobaczył srebrnowłosego czekającego na niego z Leto u boku, który wierzgał niespokojnie kopytami o podłoże.

- Nareszcie - powiedział Havi - Udana przejażdżka? 

Wziął lejce Leto i zaprowadził go do swojego bagażu. Przypiął dwie z nich na tył siodła, jedną z przodu, a w ręce trzymał teraz długą, srebrną laskę z czerwonym, połyskującym diamentem na końcu.

- O tak - odpowiedział Val i zapiął swoje pakunki oraz dopiął miecz, który przedtem trzymał przy pasie. Nie musiał się niepotrzebnie męczyć. W końcu, to on głównie będzie ich bronił. Dobrze wiedział, że każdy mag ma określoną ilość energii magicznej. Z tego, co zdążył zauważyć, ten czarodziej ma jej dość dużą ilość, ale jednak może się przydać w innych celach.

Poczekał jeszcze chwilę, aż Havi wsiądzie i powolnym krokiem udali się do bramy.

- I znowu w drogę - jęknął Val, gdy już ją przekroczyli - Ciekawe kiedy będzie koniec tego wszystkiego. - na te słowa mag roześmiał się i powiedział:

- O nie, to dopiero początek, dopiero.

Nic więcej nie powiedzieli, tylko skierowali swe wierzchowce na zachód, gdzie czekała ich nowa przygoda i nowe niespodzianki - te dobre, ale też złe...

***
Ta, jestem niedobra i nie było mnie dwa tygodnie... Ale mam już dość. Te cholerne sprawdziany mnie kiedyś wykończą. Ela postaram się zamieścić następny, DŁUŻSZY rozdział na stronie w sobotę i jeśli się uda to może też w niedzielę.
Wszystkim panią życzę udanego święta, trochę spóźnione, ale jest.