Dla tych, co nie czytali ostatniego postu - znajduje się pod tym.
***
- Nie zapomnieliście o czymś? - odezwał się Halvir, gdy zdążyli rozpalić ognisko i usiąść wokół niego na trawie. Dali właśnie podpłomyki z wczoraj na metalowej tacy nad ogień, by je podgrzać i móc zjeść w końcu jakiś ciepły posiłek.
Popatrzyli na maga w niezrozumieniu. Ten pomasował swoje skronie z rezygnacją. Dlaczego nie używali mózgu, jeśli go mieli?Mag zadawał sobie to pytanie już któryś raz z kolei. Postanowił ich oświecić.
- Jak zamierzacie się tam dostać skoro – wskazał na Sylweriusza – jest nas trzech,a – teraz na konie, które stały uwiązane niedaleko nich – koni tylko dwójka?
- Jak zamierzacie się tam dostać skoro – wskazał na Sylweriusza – jest nas trzech,a – teraz na konie, które stały uwiązane niedaleko nich – koni tylko dwójka?
Olśnienie
nadeszło.
"Nareszcie!" krzyczał w myślach mag. Val uśmiechnął się krzywo, rozumiejąc, przyczynę niepokoju srebrnowłosego, a smok wzruszył ramionami, jakby to było nic, a przecież to on powinien się najbardziej martwić. Prawda?
"Nareszcie!" krzyczał w myślach mag. Val uśmiechnął się krzywo, rozumiejąc, przyczynę niepokoju srebrnowłosego, a smok wzruszył ramionami, jakby to było nic, a przecież to on powinien się najbardziej martwić. Prawda?
- Coś
wam przeszkadza? - zapytał blondyn. Prychnęli jednocześnie i
odwrócili się do siebie. Chyba teraz nadawali na tych samych
falach. I każdy, nawet rozwścieczony smok miałby trudności z przerwaniem ich dialogu ( a mieli jednego (jeszcze nie wściekłego) pod ręką).
-To rzeczywiście problem – stwierdził Val.
- Ale w czym problem? - dopytywał się Sylweriusz.
- Nie znajdziemy w środku lasu żadnego konia, nawet osła – Havi rozłożył bezradnie ręce, chcąc pokazać swoją niemoc - W prawdzie Leto uniósłby dwie osoby, ale nie wiem jak zareaguje....
- Ale ja chyba wiem, co... - Sylweriusz podniósł rękę chcąc jakoś zwrócić uwagę towarzyszy, ale ci jakby byli w transie.
- ...Do tej pory jedyną osobą, która go dotknęła, ba, zbliżyła się byłeś ty. Nie wiem, co mu zrobi, nie specjalizuję się w magii leczącej odcięte kończyny – kontynuował swój wywód niczym niezrażony srebrnowłosy. Val pokiwał głową na znak, że rozumie. Obaj westchnęli jednocześnie z rezygnacją, przysłowiowo wywołując wilka z lasu.
- Halo! - ryknął już nieźle wkurzony tym ignorowaniem jego osoby Sylweriusz. Czemu musieli się zgadzać akurat wtedy, gdy on znał dużo prostsze rozwiązanie?
-To rzeczywiście problem – stwierdził Val.
- Ale w czym problem? - dopytywał się Sylweriusz.
- Nie znajdziemy w środku lasu żadnego konia, nawet osła – Havi rozłożył bezradnie ręce, chcąc pokazać swoją niemoc - W prawdzie Leto uniósłby dwie osoby, ale nie wiem jak zareaguje....
- Ale ja chyba wiem, co... - Sylweriusz podniósł rękę chcąc jakoś zwrócić uwagę towarzyszy, ale ci jakby byli w transie.
- ...Do tej pory jedyną osobą, która go dotknęła, ba, zbliżyła się byłeś ty. Nie wiem, co mu zrobi, nie specjalizuję się w magii leczącej odcięte kończyny – kontynuował swój wywód niczym niezrażony srebrnowłosy. Val pokiwał głową na znak, że rozumie. Obaj westchnęli jednocześnie z rezygnacją, przysłowiowo wywołując wilka z lasu.
- Halo! - ryknął już nieźle wkurzony tym ignorowaniem jego osoby Sylweriusz. Czemu musieli się zgadzać akurat wtedy, gdy on znał dużo prostsze rozwiązanie?
- Sylweriuszu, nie widzisz, że myślimy jak ci pomóc byś jednak z nami pojechał? - zapytał Val nawet się do niego nie odwracając. Tylko dolał oliwy do ognia.
- Zamknijcie jadaczki, odwróćcie się do mnie i obejrzyjcie to, co mam do pokazania! - wydarł się na nich z niebezpieczną nutką w głosie. Wykonali polecenia bez sprzeciwów, rozumiejąc swoją sytuację.
Sylweriusz odetchnął głęboko i odszedł kawałek od nich. Dawno tego nie robił, ostatni raz był... no, ostatnio. Zamknął oczy, skupił się, co wcale nie było łatwe, po wyprowadzeniu go z równowagi i zgiął wpół. Zasyczał cicho, czego nie mogli usłyszeć. Po chwili stało przed nimi zwierzę przypominające kota, tylko większe o złotym, w niektórych miejscach wręcz rudym futrze i szarych oczach z pionowymi źrenicami. Uszy zakończone były stojącymi, czarnymi włosami.
A oni siedzieli tam nadal, z otwartymi jadaczkami i niedowierzali własnym oczom. W tym czasie zwierzę zdążyło podejść do nich i otrzeć się o nogi Vala, wydając z siebie cos co brzmiało jak mruczenie pomieszane z głośnym ,,Miauuu!". Ten podniósł go ostrożnie na ręce i popatrzył mu w oczy. Kot polizał go w policzek szorstkim językiem i wyskoczył zwinnie z objęć księcia. Wylądował na ziemi, przeszedł kawałek i napiął mięśnie. Po chwili przed nimi, znów w ludzkiej postaci, stał uśmiechnięty od ucha do ucha Sylweriusz.
- Podobało się? - zapytał z psotnymi iskierkami w oczach.
- Dlaczego nam nic nie powiedziałeś? - zapytał z udawanym wyrzutem Havi, który jako pierwszy wyrwał się z amoku. Blondyn popatrzył na niego z ukosa, wzruszył ramionami - robił to ostatnio bardzo często - i odpowiedział:
- A daliście mi szansę? - mag był na tyle przyzwoity, by spuścić głowę z zażenowanie, podobnie jak Val - W dodatku nie pytaliście - dodał lakonicznie.
- Wow, ale fajne. Mogę zapytać, dlaczego za każdym razem, gdy cię widzę w innej formie to masz inne oczy? - zainteresował się książę.
- Taka jest zasada - odpowiedział, brunet popatrzył na niego wyczekująco, więc kontynuował - W transmutacji ciała potrzebne jest jakieś miejsce zmiany. Widzisz, jeżeli zamieniasz ciało ludzkie w zwierzęce to zmienia się kształt i budowa. Ale to tak jakbyś zamieniał nasze mięśnie i kości w ich. Za to kolor oczu zależy od pigmentów, a każda forma ma inne. Dlatego, teraz rozumiesz? - popatrzył na Vala, przestając gestykulować dłońmi.
- Teraz tak. Ale nadal nie rozumiem, po co nam to? - Sylweriusz pacnął się z otwartej dłoni w czoło.
- Dlatego, że w tej formie mogę spokojnie biec obok waszych koni, chyba nawet je wyprzedzić - wytłumaczył cierpliwie, jak małemu dziecku.
- Aaa, dobra, rozumiem.
- Cieszę się.
- Koniec gadki, jedzenie gotowe - przerwał im Havi i podał każdemu po podpłomyku.
Zjedli w ciszy, zapili wodą z bukłaków i podeszli do zwierząt.
- Sprawdźmy jak zareagują. Mogą poczuć zagrożenie, gdy zobaczą twoją postać - zauważył Val.
Sylweriusz przemienił się ponownie i podszedł ostrożnie do Labelli, która zarżała głośno. Chwilę mierzyli się spojrzeniami, po czym kot zbliżył się do niej i otarł się o jej przednie nogi z głośnym ,,miauuu!". Ta natomiast pochyliła się do zwierzęcia, na tyle ile pozwoliła jej uzda z lejcami, które były w rękach księcia i trąciła go łbem. Mężczyźni uśmiechnęli się na ten widok. Val był dumny ze swojej klaczy za jej postawę, i tolerancję? Chyba tak można było to nazwać.
Teraz nadeszła kolej na Leto, jego obawiali się bardziej, bo miał więcej opcji. Albo się go wystraszyć, albo uznać za smaczny kąsek. Valdrigue przywiązał Labellę do pobliskiego drzewa i sam stanął bliżej Haviego, by w razie czego pomóc w niebezpieczeństwie. Sylweriusz zbliżył się na odległość metra. Spróbował zrobić następny krok, gdy wierzchowiec zaczął niespokojnie wierzgać, o mały włos nie potrącając przy tym kota, który ledwo uskoczył.
Teraz nadeszła kolej na Leto, jego obawiali się bardziej, bo miał więcej opcji. Albo się go wystraszyć, albo uznać za smaczny kąsek. Valdrigue przywiązał Labellę do pobliskiego drzewa i sam stanął bliżej Haviego, by w razie czego pomóc w niebezpieczeństwie. Sylweriusz zbliżył się na odległość metra. Spróbował zrobić następny krok, gdy wierzchowiec zaczął niespokojnie wierzgać, o mały włos nie potrącając przy tym kota, który ledwo uskoczył.
- Leto! Spokój, ciii - spróbował go uspokoić Havi, ale z marnym skutkiem. Koń stanął dęba, przez co wyrwał wodze z ręki maga, który upadł na ziemię. Gdyby nie Val, który odciągnął go od zagrożenia, Leto zostawiłby kilka nieprzyjemnych śladów kopyt na jego ciele w miejscu, gdzie przed chwilą znajdował się jego tors.
Zwierzę zaczęło skakać i zbliżać się do mężczyzn, którzy nie chcieli go skrzywdzić, więc nie wyciągnęli broni ( Val ) lub byli zbyt oszołomieni, by się chociaż podnieść ( Havi ). Chwytając się ostatniej deski ratunku, Sylweriusz wskoczył na niego, wbił pazury w skórę konia i trzymał się go tak, podczas gdy Leto skakał, wierzgał, stawał dęba, byle tylko zrzucić go z grzbietu. Zaszło to nawet tak daleko, że zaczął nawet walić sobą w drzewa umiejętnie trafiając przy tym w trzymającego się go kurczowo kota. Ten jednak, mimo bólu nie poddawał się i wbił kły w kark konia. Ten zrobił coś, czego blondyn się nie spodziewał. Wybił się tylnymi nogami, stając tylko na przednich, przez co zwierzę na jego plecach straciło równowagę i punkt uczepienia, i przeturlało się po plecach konia uderzając z głośnym trzaskiem o ziemię.
Sylweriusz podniósł się chwiejnie na nogi, prawa przednia paliła tępym bólem, ale zignorował to. Zauważył, że znajdowali się w lesie, a nie na polanie z resztą. Zwrócił swój wzrok z powrotem na Leto. I wtedy jego przeciwnik zrobił po raz drugi coś niespodziewanego. Stanął w bezruchu, chwilę patrzył na kota, który zdążył przyjąć pozycję obronną i powoli, niepewnie podszedł bliżej. Sylweriusz obnażył kły gotowy do ataku. Ale koń nie zaatakował tylko... schylił głowę. Stali tak nieruchomo, jeden z napiętymi mięśniami, chcąc jeszcze chwilę wcześniej skoczyć i bronić się resztkami sił, drugi okazujący szacunek i poddaństwo.
Nagle Sylweriusz jakby zrozumiawszy ten gest, z głową uniesioną wysoko, ignorując ból nogi podszedł do przeciwnika na, według niego bezpieczną odległość i popatrzył mu w oczy. Kon uniósł wyżej głowę, by mieć oczy Sylweriusza naprzeciw swoich. Mierzyli się chwilę, chcąc wiedzieć, kto jest silniejszy. Pierwszy odwrócił wzrok Leto i zarżał cicho...
***
Udało im się uspokoić Labellę, która po odgłosach walki zaczęła wierzgać i rzucać się na wszystkie strony, byle tylko wyrwać się z więzów. Mieli właśnie iść szukać Sylweriusza i Leto, którzy zniknęli gdzieś w głębinie drzew przed nimi. Byli zaniepokojeni całym zdarzeniem, martwili się o Sylweriusza. W końcu nie często własny koń chce cię stratować, a potem jest się ratowanym przez wielkiego kota, w którego jest zamieniony jeden z twoich towarzyszy, a potem ten znika uczepiony grzbietu mięsożernego konia.
Doprawdy, teraz chyba nic już ich nie zdziwi. A przeżyli już demony, zamiany w bestie i wiele innych, długich i mrożących krew w żyłach historii.
Nagle usłyszeli jakiś hałas naprzeciw siebie. I jakie było ich zdziwienie, gdy zobaczyli koński łeb wychylający się z zarośli, potem większość ciała i opartego o lewy bok, słaniającego się kota, który wydawał świszczące odgłosy przy oddychaniu. Po chwilowym szoku rzucili się pędem w tamtą stronę. Val dotarł w samą porę, by złapać chwiejącego się niebezpiecznie Sylweriusza, który wpadł mu nieprzytomny w ramiona.
Wymienił zaniepokojone spojrzenie z Halvirem i podnieśli nieprzytomne zwierzę dalej, na polanę, gdzie zostawili swoje rzeczy oraz przywiązaną Labellę. Leto potruchtał za nimi.
- Połóżmy go tutaj - polecił Havi, zachowując trzeźwość umysłu.
Położyli go na środku polany, a potem uklękli po obu jego stronach. Halvir zaczął ostrożnie badać całe ciało Sylweriusza, a Val śledził jego ruchy w napięciu, gotowy pomóc.
- Hmm, poza wyczerpaniem ma lekki wstrząs mózgu i skręconą kostkę - zdiagnozował, pocierając w zamyśleniu brodę - Przynieś bandaże z mojej torby oraz maść.
Gdy Val wrócił z białymi kawałkami tkanin i przezroczystym słoiczkiem z zieloną mazią, mag sprawnie nałożył jej odrobinę, a potem zabandażował w miejscu zranienia. Przekręcił go na bok, tak by nie poruszyć zbytnio głową. Wzięli jeden z koców i przykryli go nim. Havi był tak zamyślony, że aż podskoczył, gdy poczuł czyjąś rękę na ramieniu.
- Zdrzemnij się, ja go popilnuję - powiedział Val.
- Dzięki - odpowiedział, wziął swoje przykrycie, rozłożył je przy jednym z drzew i usnął.
Val nie obudził go tej nocy, miał czas, by pomyśleć w ciszy i zastanowić się dlaczego przeszedł go znajomy dreszcz, gdy dotknął Halvira?
***
Nowy rozdział! Teraz będą dłuższe, ale rzadziej. Podoba wam się bardziej taki dialog z przerwami, czy bez? Bardzo proszę o opinie. W następnym rozdziale będzie więcej o Valu i Havim oraz tej (nie)pamiętnej nocy.
Ktoś poznał to zwierzę, w które zamienił się Sylweriusz? To zdjęcie:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz