środa, 13 lipca 2016
Rozdział VII - Nic nie pamiętasz?
- Al ... Val! - Obudziły go nawoływania i szturchania w ramię. Przez chwilę leżał w bezruchu, Dopiero po chwili uchylił powieki, ale szybko tego zaniechał. Czuł się tak, jakby właśnie wypił dwie beczułki wina samodzielnie. A trzeba było mu przyznać, że na ucztach trudno było go upić. Za drugim razem było lepiej, zamrugał kilka razy.
Srebrne kosmyki zaczęły łaskotać go po twarzy. Zaczął podciągać się do siadu, ale mięśnie odmówiły mu posłuszeństwa. Na szczęście silne ręce dźwignęły go w górę í ktoś wlał mu coś do gardła. Val nie protestował. Ba, nie miał do tego siły! Ciepły płyn przyjemnie nawilżył spierzchnięte wargi i suche gardło. Czarnowłosy pił łapczywie, ledwo zapominając połykać przysmak, kaszląc od czasu do czasu i mocząc ubranie. Nagle naczynie, zostało zabrane od jego ust. Jęknął niepocieszony, a w odpowiedzi usłyszał:
- Pij powoli, a będziesz mógł pić, ile dusza zapragnie.
Kiwnął tylko głową. W odpowiedzi poczuł krawędzie naczynia i płyn, który tym razem był sączony powoli, w odpowiednich, według dającego ilościach.
Otworzył powoli oczy następny raz. Ujrzał twarz Halvira, który patrzył na niego współczująco.
- Lepiej? - zapytał. Zamrugał kilka razy i kiwnął głową twierdząco.
- Mogę wiedzieć, co mi się stało? - swojego głosu nie poznawał. Miał przeczucie, że gdyby nie ta woda, czy co to tam mu dał do picia byłoby gorzej. Skupił wzrok na Havim, który patrzył na niego zdezorientowany i zdumiony.
- Nic nie pamiętasz? - zapytał go.
Rzeczywiście, teraz jak to powiedział to pamiętał, że kładł się spać, a potem... obudził się.
- Ostatnie, co pamiętam to to, jak siedzieliśmy przy ognisku, a potem jak usypiałem.
- Aha - powiedział, a po chwili dodał: może to i lepiej.
Teraz to się przeraził nie na żarty. Z trwogą wypisaną na twarzy spojrzał w dół. Odetchnął z ulgą, zobaczywszy kajdanki na nadgarstkach. Nie przeżył by, gdyby zrobił coś komukolwiek. To, co dowiedział się po jednym razie w swoim zamku dostatecznie mu wystarczyło.
- Tłumacz - powiedział jedynie i spojrzał na Halvira wymownie. Mężczyzna skrzywił się. Zerknął ponad ramię młodszego, który również się odwrócił. Postać z uderzająco podobną czupryną chodziła obok ich koni.
- Naprawdę nic się nie stało - prawie podskoczył słysząc Havi'ego - po prostu niedźwiedź nas zaatakował. Prawie cię stratował, na szczęście Sylweriusz w porę się zorientował. Dobrze, że ma taki dobry węch - Kłamał jak z nut. Miał tylko nadzieję, że Val łyknie tę bajeczkę. Albo chociaż pytań nie będzie zadawał.
- No... dobrze - powiedział w końcu. Kłóciłby się, gdyby nie łupało mu tak bardzo w skroniach.
Ale na usta cisnęło mu się jeszcze jedno zasadnicze pytanie.
- Jak to się stało, że się nie obudziłem? - zapytał i opadł na trawę, chciało mu się jeszcze spać. A tak właściwie to, ile on był nieprzytomny?
- Przyznaję się. Gdy się wczoraj kładłeś to wyglądałeś na zmęczonego, więc rzuciłem czar regenerujący, tylko, że skutkiem ubocznym jest to, że nie budzisz się przez określony czas - wyjaśnił Havi, wcale nie mijając się z prawdą.
Gdy tylko wrócił z Valem na rękach, położył go, przebrał i rzucił to zaklęcie, tylko z trochę innych powodów, niż atak wściekłego niedźwiedzia (który nawet w tym lesie nie żył, ale skąd Valdrigue mógł to wiedzieć?). Na szczęście Sylweriusz o nic nie pytał, byłby wtedy stracony.
Na całej linii. I choć smok mógł podejrzewać, co tam zaszło to postanowił wybadać grunt. Dlatego zostawił ich samych, gdy trzeba było się przygotować do podróży.
Val przespał cały dzień i noc, ale żaden z nich nie zamierzał go o tym informować.
- Aha, ile spałem w takim razie? - zapytał książę.
- Całą noc, mniej więcej. Obudziłem cię, bo trzeba ruszać...albo chociaż ustalić cel podróży.
- O czym rozmawiacie? - podskoczyli, gdy Sylweriusz zmaterializował się obok nich. Jak on potrafił przemieszczać się tak cicho było dla mężczyzn tajemnicą.
- Dobrze, że jesteś, siadaj - powiedział Havi. Sylweriusz posłusznie zajął miejsce po jego lewej stronie. Po prawej leżał z wpółprzymkniętymi powiekami Val.
- Po pierwsze, jeżeli nie chcesz nie musisz z nami jechać - blondyn pokręcił głową, zanim mag skończył mówić.
- Obudziliście mnie, jestem wam dozgonnie wdzięczny i chcę spłacić ten dług, w dodatku nie mam dokąd iść, więc ta podróż jest mi na rękę - wyznał.
- Ja się nie dowiedziałem niczego, ale obiecałem, że ci pomogę - brunet kiwnął głową.
- Hmm, a byliście już w Mestris? - zapytał Sylweriusz pocierając w zamyśleniu brodę - Przecież to stolica kraju magów. Może oni będą coś wiedzieć.
Havi zbladł nagle, ale żaden z towarzyszy tego nie zauważył. Byli zbyt pochłonięci przez myśli. Na informacje o pomocy Val otworzył oczy, w którym błąkała się nadzieja.
- Nie byliśmy tam jeszcze, ale jeżeli się zgodzicie to możemy wyruszyć od razu.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł - odezwał się Havi - Oni nie są zbyt przyjaźnie nastawieni do obcych - miał nadzieję, że to ich jakoś przekona.
- Rzeczywiście! Przecież z tamtąd pochodzisz! - wykrzyknął, nagle olśniony Val - Na pewno cię znają, więc nas wpuszczą!
- Wiesz, nie sądzę, żebym... - zaczął czarodziej, ale książę nie dał mu skończyć.
- To genialne! Zjemy, spakujemy się i możemy wyruszyć. Oczywiście, jeżeli chcecie w ogóle ze mną gdziekolwiek jechać - dodał pospiesznie.
- Nie martw się. Mówiłem, że pojadę, i już nas spakowałem.
- A ty Havi? - obaj czekali na wypowiedź maga. Ten westchnął jedynie, pomasował skronie, jakby wiedział, że to się skończy źle, a on będzie za to odpowiadał i powiedział:
- Zgoda, ale nie sądzę, żebym mógł poręczyć za dobra powitanie. Co się szczerzysz? - zapytał uśmiechniętego od ucha do ucha Valdrigue.
Brunet wzruszył ramionami.
- Wiedziałem, że się zgodzisz. Nie odmówił byś znalezienia jakiegoś artefaktu wysokiej jakości, a z tego co mi się zdaje to jest takich dość dużo w stolicy magów, nie sądzisz? - Havi zbył to milczeniem, pokręcił tylko głową z rezygnacją.
To się źle skończy, pomyślał tylko, zanim Sylweriusz wysłał go do lasu po chrust.
***
Jestem, trochę później niż miałam być, ale jest. Nie zostawię rozpoczętej historii bez zakończenia. Ja po prostu chcę mieć jakąkolwiek świadomość, że te wyświetlenia to nie jakieś zbłąkane duszyczki, serio. Już nie będę nikogo straszyć, przepraszam. Następny dłuższy.
Dałam go wcześniej, ale nie wiem czemu nie wyskoczył na początku tylko jeszcze przy kwietniu. Jeżeli ktoś go przegapił to przepraszam, radzę wchodzić do mnie na gogle, tam dodaję linka do posta.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz